Szef sztabu oczekuje

Wychodzę z gabinetu pierwszy, nie przepuszczając generalskiego adiutanta. I nigdy nie przepuszczę. Też mi wielkie co, adiutancik zakichany! Generalski fagas. Czyś ty w ogóle widział kiedykolwiek na własne oczy żołnierza na stanowisku strzeleckim? Na poligonie? Kiedy ściska załadowany automat, a ty tylko czerwoną chorągiewkę? Czując broń w dłoni, przymierza się żołnierz do celu i nagle przeszywa go dręcząca myśl: A może by tak puścić długą serię we własnego dowódcę? W swoim życiu każdego mojego żołnierza dziesiątki razy przeprowadzałem przez linię ognia. I nieraz dostrzegałem wątpliwość w ich oczach: walić w dyktę czy delektować się prawdziwą śmiercią? A ty, adiutancino, prowadzałeś ludzi na linię ognia? A spotkałeś się z nimi sam na sam w lesie, w polu, na mrozie, w górach? A widziałeś złość żołnierską? A zdarzało ci się zastać całą kompanię pijaną i z bronią załadowaną ostrymi nabojami? Adiutancie, klecisz swoją karierę na miękkich dywanach, i odwal się ode mnie. Może przełknąłbym to, gdybyś był kapitanem albo gdybyśmy przynajmniej byli rówieśnikami. A ty, szczylu, jesteś przynajmniej o rok młodszy ode mnie.
Na korytarzu adiutant generalski jakby niechcący nadepnął mi z całej siły na nogę. Spodziewałem się jakiegoś wybryku, byłem przygotowany. Szedłem trochę z przodu po lewej. Prawym łokciem ostro szarpnąłem w tył. Natrafiłem na coś miękkiego. Coś zabulgotało w adiutancie. Stęknął, szeroko otwartymi ustami łapie powietrze, zgiął się wpół, do ściany przypadł. Bardzo wolno prostuje się adiutant. Jest wyższy ode mnie i szerszy w barach. Ogromne dłonie. Piłkę koszykową taka dłoń może pewnie utrzymać bez trudu. Ale kałdunio okazał się słabiutki. A może zwyczajnie nie spodziewał się ciosu. Ech, adiutancie, dałeś się zrobić na szaro. Ciosu należy spodziewać się zawsze. W każdej chwili. Wtedy efekt nie będzie tak druzgocący.
Powoli prostuje się adiutant, nie odrywa oczu od mojej ręki. A ja trzymam dwa palce rozwarte jak widełki. Na całym świecie jest to znak wiktorii, to znaczy zwycięstwa. A u nas ten gest oznacza: „Gały wydłubię, gadzino”.
Sunąc plecami po ścianie, stopniowo się podnosi, z rozwartych palców nie spuszcza wzroku. I wie, że jego wysoki protektor teraz go nie ochroni. Jest wyższy ode mnie i szerszy, ale teraz już rozumie, że mi na niczym nie zależy, że nic prócz zwycięstwa nie jest dla mnie ważne i że zwycięstwo gotów jestem okupić każdą ceną, nawet ceną życia. Już wie, że na byle ruch czy nawet słowo odpowiem straszliwym ciosem dwóch palców prosto w oczy i od razu chwycę za gardło, by go już nie wypuścić.
Wolno unosi ręce do szyi i namacawszy krawat, poprawia węzeł:
– Szef sztabu oczekuje…
– Was… – podpowiadam.
– Szef sztabu oczekuje WAS.

(Wiktor Suworow „Akwarium”)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Scroll Up